Szczęście to kwestia wyboru…
Artykuł zgodny ze stanem prawnym na dzień: 2015-08-07
Jest orędowniczką psychologii pozytywnej. Nie uznaje sytuacji bez wyjścia: „Panowanie nad własnym życiem jest trudną sztuką, ale wykonalną. Cel i wartości w naszym życiu są naszymi drogowskazami dokąd, jak i kiedy iść” - tłumaczy Anna Luiza Kasica-Bogucka – psycholog. Nam opowiedziała m.in. o tym, jak sobie poradzić, gdy urlop dobiegnie już końca.
Urlop to magiczne słowo, na które każdy z nas czeka z utęsknieniem. Bardzo często jednak wracamy z niego i mówimy, że czujemy się, jakby tego urlopu nie było. Dlaczego tak jest?
Urlop idealny to cudowny czas fizycznego i psychicznego odpoczynku od pracy, od codzienności, często w innej scenografii, ze słońcem w tle, w otoczeniu bliskich i kochanych. Sielsko – anielsko zostaję, nie wracam. Niestety w praktyce bywa różnie, niekoniecznie tak różowo. To czas bez planów, projektów i zadań, co dla wielu, żyjących schematem codziennych obowiązków, może być chaosem dezorganizacyjnym. To czasami, z racji charakteru pracy, trud mentalnego odcięcia się od zadań. To presja miejsca wypoczynku: gdzie i jak (przysłowiowe góry czy morze). To wreszcie codzienne bywanie z najbliższymi, których na co dzień, gdy nie układa się dobrze, można łatwo unikać, zasłaniając się nadmiarem obowiązków w pracy. Przy wspólnym wyjeździe trudno o wzajemnie unikanie siebie. Gdy rodzinne relacje kuleją, ten wspólny czas, może być czasem nader stresogennym, a tym samym wymarzony i wyczekany urlop daleki jest od marzeń.
Jak się przygotować do urlopu, aby naprawdę odpocząć?
Dobrze jest zakończyć wszelkie zawodowe obowiązki przed wyjazdem. Banał? Nie do końca. Urlop zazwyczaj planujemy wcześniej, a więc warto ten czas „przed” dobrze wykorzystać na domknięcie zastanych projektów. Obowiązki codzienne przekazać kolegom, którzy będą wtedy w pracy. Uporządkować rzeczy pilne i ważne. Bywa i tak, często z nadmiaru pracy, że ostatnie minuty przed wyjściem jesteśmy w gorączce pracy na czas. Gdy się zdąży, można odsapnąć: uff, zdążyła(-e)m. I choć w pełnym jeszcze zmęczeniu, pracownik szczęśliwy udaje się na urlop. Gorzej, gdy pewne rzeczy zostały jeszcze niedomknięte i targam coś ze sobą (w głowie i w bagażu), aby jeszcze w poniedziałek (ten już urlopowy) pozamykać ostatnie projekty. To i tak lepiej, gdy tylko ten jeden poniedziałek wykorzystam na zdalną pracę, gorzej, gdy projekt przedłuży się na większą część urlopu, a wtedy o mentalny odpoczynek od pracy nader trudno. Choć i tak brania pracy, nawet na jeden dzień urlopu, nie polecam. Dobrze zatem, aby na wakacje wyruszyć już z wolnym od pracy i przygotowanym na kilkanaście dni psychicznego i fizycznego odpoczynku umysłem.
Odcięcie się myślami od sytuacji w pracy bywa czasami niezwykle trudne. Co może nam w tym pomóc?
Wejście w nowy „urlopowy tryb myślowy” niekiedy bywa trudne, gdy przeładowany pracą umysł, nagle, od tak, od teraz ma prawo i musi odpoczywać. Myślę, że to dobre i świadome rozwiązanie na pokazanie swojej prywatności i granic swojej przestrzeni. Są oczywiście rodzaje profesji, które wymagają pewnego rodzaju kontroli czy kontaktu choćby z dalekich stron i odległych plaż. Np. freelancerzy czy prywatni przedsiębiorcy muszą czasami być w kontakcie z pracą i to też jest jakieś rozwiązanie, choć z pewnością dla samego urlopu mniej korzystne.
W jaki sposób powinniśmy dobierać formę odpoczynku? Czy powinniśmy brać pod uwagę charakter naszej pracy?
Myślę, że to kwestia bardzo indywidualna i dlatego charakter pracy ma niewiele z tym wspólnego. Lubimy różnie odpoczywać, dlatego nie ma jednej recepty na idealne wakacje. Poza tym, dochodzą jeszcze pewne oczekiwania zarówno moje, jak i najbliższych, z którymi ten urlop spędzę. Jeśli nie znoszę gór, taki wyjazd raczej mnie nie uszczęśliwi. Jeśli kocham za to błogie, plażowe lenistwo, taka forma odpoczynku będzie dla mnie wymarzona. Wybór miejsca, rodzaj odpoczynku, forma aktywności jest prywatnym wyborem, więc co dla mnie będzie idealne, dla drugiego nie musi. Nie zmuszajmy siebie nawzajem do jednej recepty na szczęśliwy urlop, tylko szukajmy sposobów, które nas samych najbardziej uszczęśliwią. Oto prosty przepis, aby nawet, albo zwłaszcza na urlopie, spełniać swoje małe i duże marzenia, i odpoczywać, ile się da, zgodnie z własną instrukcją.
2-3 tygodnie? A może dłużej? Ile czasu powinien trwać urlop? Czy jest to kwestia indywidualna, czy też obowiązują w tym wypadku uniwersalne zasady?
Badania potwierdzają, że trzy tygodnie to dobry czas na prawdziwy odpoczynek. W pierwszym tygodniu regenerujemy siły po trudzie pracy, w drugim tygodniu w pełni korzystamy z urlopu, a w trzecim, już pod koniec, mentalnie szykujemy się na powrót. Oczywiście nie każdy może pozwolić sobie na tak długi odpoczynek, dlatego ta wersja jest opcją idealną.
Charakter pracy, w przypadku niektórych osób, uniemożliwia im skorzystanie z urlopu latem lub w wymarzonym terminie. To może budzić frustrację. Jak sobie z tym radzić?
Jest to frustrujące, gdy dowiadujemy się nagle, że zaplanowany termin nie jest możliwy. Bywa jednak tak, że daty znamy dużo wcześniej, zatem wtedy takich oczekiwań jak i rozczarowań nie powinno być. Skoro od początku roku wiem, że urlop wezmę na przykład we wrześniu, albo w środku zimy, to jestem do tego przygotowany. Oczywiście będzie mi szkoda lata, gdy słońce za oknem, a ja w biurze, ale mleko rozlane, decyzja zapadła. Mogę za to po pracy pójść na rower czy spacer, albo np. wydłużać sobie letnie weekendy wolnym piątkiem (w ramach czasowych możliwości). Poza tym warto dostrzec pozytywy takiej sytuacji i dodać, że wakacje poza sezonem są dużo tańsze, spokojniejsze i kiedy wszyscy w pracy dawno zapomnieli o urlopie, Ty śmiało ruszasz na swoją urlopową przygodę. Osobiście bardzo lubię podróżować właśnie po sezonie. Czerpię wtedy prawdziwą radość ze zwiedzenia i miejsc, gdzie jestem, korzystam długo i spokojnie, bez pośpiechu, nie idę za rwącym tłumem. Odpoczywam w spokoju i to jest dobre! Podróżowanie z całą Europą na raz, dla mnie nie jest atrakcyjne, ale to kwestia bardzo indywidualna, uzależniona od wielu czynników, zatem dla każdego, coś innego.
Ostatnio sporo mówi się o spadku nastroju po powrocie z urlopu do pracy. Jak tego uniknąć?
Spada nastrój, bo czas laby właśnie przeszedł do lamusa, a kolejny taki wyjazd dopiero za jakiś czas. Niektórzy badacze uciekają się do pojęcia PHT (Post Holiday Tension), czyli napięcia pourlopowego, trwającego do dwóch tygodni po urlopie. Cierpi na nie wielu Europejczyków i Amerykanów, którzy właśnie zakończyli wakacyjne wojaże i muszą znowu zaadoptować się do codziennej rutyny, zwłaszcza tej, którą nie do końca się lubi. Syndrom ten jest chwilowy, ale niemal depresyjny: senność, spadek nastroju, znużenie, brak motywacji. Jak się z tego leczyć? Zaplanujmy (o ile to możliwe) wrócić dzień wcześniej z urlopu, aby w biegu, jeszcze z lotniska nie zasiadać za „nudnym” biurkiem po ogromnej ilości doznanych właśnie bodźców i wrażeń. Dać sobie dłuższą chwilę (o ile są takie możliwości) na „rozkręcenie”. Zadaniowo zatem podejdźmy do pierwszych prac po urlopie, dzieląc je na części mniejsze, powoli, spokojnie, nie wszystko na raz. Niektórzy kurują się zdjęciami, inni smakiem z restauracji z minionych wakacji, inni planują już urlop albo słuchają muzyki tej wakacyjnej bądź relaksacyjnej, innej, ich ulubionej. Zalecany po pracy jest ruch i aktywność, która podnosi poziom szczęścia i oczywiście zdrowa dieta, ale to nie tylko na czas pourlopowy. To minie, jak minęło rok temu i lata wcześniej (mowa tu o zdrowych jednostkach) i świadomość, że nie jesteśmy sami w tym cierpieniu też może pomóc. Dobrym pomysłem może być też powrót do pracy pod koniec tygodnia, np. we czwartek lub w piątek. Ten jeden lub dwa dni przed weekendem będą stanowić rozgrzewkę przed powrotem do zawodowych obowiązków na stałe.
W jaki sposób na co dzień możemy minimalizować stres w pracy? (nie tylko po powrocie z urlopu)
Stres to już inna para kaloszy. Jest z nami często, zwykle niezapowiedzianie i niechcianie. Daje się we znaki, gdy presja czasu jest duża, a otoczenie bardzo wymagające. Co dla jednego może być dużą dozą stresu, dla drugiego będzie niezauważone. Stres może motywować do pracy, ale częściej osłabiać jakość pracy, wpędzać w psychiczne kłopoty i osłabiać słabą już i tak odporność. Chroniczny stres wpływa na nasze zdrowie, a to jest dla nas znak, że tak nie wolno niszczyć siebie. Warto zastanowić się, co jest tą przyczyną stresu i jeśli jest nim praca, przed którą ze strachu występuje szereg objawów psychosomatycznych, choćby problemy z zaśnięciem czy bezsenność, problemy z jedzeniem, używki, spadek nastroju itp. należy odczytać to jako sygnał, że nasze ciało zaczyna manifestować swoje nie dla obecnego stanu rzeczy. W sytuacji skrajnego stresu warto poszukać pomocy specjalisty. Można też pomyśleć o zmianie pracy lub choćby zmniejszeniu obowiązków, jeśli aktualna sytuacja zawodowa nas przerasta.
Mimo sporego zagrożenia stresem w pracy, mam wrażenie, że generalnie za mało mówi się o roli odpoczynku w życiu. Modnie jest być zapracowanym, a pozwolenie sobie na odpoczynek jest niezbyt mile widziane. Z czego wynika taka sytuacja?
Myślę, że moda ta pasuje do roli „modnego człowieka sukcesu”. Ludzie sukcesu są ciągle w biegu, zajęci obowiązkami, kolejną zawodową laurką, wspinają się po drabinie kariery wyżej, po więcej. Nie odpoczywają, bo straciliby cenny czas, w którym mogliby osiągać kolejne sukcesy. Odpoczynek jest nudą, no chyba, że jak najdalej stąd, w najbardziej drogim i modnym miejscu świata, niedostępnym dla biednych śmiertelników, a którym później możemy pochwalić się znajomym. Wydaje się też, że dla chętnych pracoholików drzwi korporacji stoją otworem. Sami pracownicy stwarzają wizję stałej dostępności zawodowej, brania udziału w wyścigu szczurów, stawiania na karierę, awanse i sukcesy godne pozazdroszczenia. Niektórzy wypaleni pracoholicy po latach spędzonych tylko w firmie, zatrzymali się w tym biegu, bo zgubili np. 10 lat życia, inni biegną dalej. Taka sytuacja jest zawsze kwestią wyboru, a my składamy się z decyzji, które podejmowaliśmy w przeszłości. Zarówno zatem praca, jak i jakość i ilość odpoczynku, może zależeć od nas samych. Praca często określa nasz status społeczny, zatem im wyżej na drabinie, tym lepiej patrzeć na niziny. Ostatnio przeczytałam pewien artykuł, z którego zaintrygowały mnie dwa pytania: „Kim jesteś?” i „Czym się zajmujesz?” – dziś rzadziej używa się tego pierwszego, za to drugie jest stale w modzie, zwłaszcza tej zawodowej. I dlatego wszystkim chętnym polecam lektury Psychologii Pozytywnej, takich autorów, jak choćby: Martin Seligman, Mihály Csíkszentmihályi, Sonya Lyubomirsky, Tal Ben-Shahar czy Ed Diener – ci badacze, w naukowy, choć w nader praktyczny sposób, otwierają nam oczy na lepszą, piękną i bardziej pozytywną codzienność, z niekoniecznie z wypchanym portfelem, za to z bagażem akademickich odkryć, które w linii prostej prowadzą do pełni życia, dobrostanu i szczęścia.
A jaką rolę zatem odgrywa odpoczynek w naszym życiu? Czy Pani zdaniem Polacy są świadomi roli odpoczynku?
Myślę, że odpoczynek jest niedoceniany, a stanowi ważną rolę w życiu. To w wolnej chwili mamy czas na siebie i dla siebie, na spojrzenie w przeszłość, celebrację tu i teraz, nakreślenie (zdrowych i realnych) celów na przyszłość w drodze i w pracy nad własnym szczęściem. Ten czas jest cenny dla własnego Ja, ale i bliskich, którzy z nami są. Często są już tylko obok, bo w gonitwie zawodowej codzienności dla najbliższych zostaje tylko weekend, a dla dalszej rodziny i przyjaciół jedynie kilka dni w roku. Nie wiem czy Polacy są świadomi roli odpoczynku w życiu, choć pamiętam badania z 2013 r., że nadal dla 48 proc. społeczeństwa to rodzina jest na pierwszym miejscu, a tuż za nią praca. Moim zdaniem warto w pogoni za karierą, sukcesami, pieniędzmi nie zgubić gdzieś siebie. Jest czas pracy i czas odpoczynku! Warto zachować te prawidła w praktyce, aby za kilkadziesiąt lat nie żałować czasu spędzonego w pracy. O innych żalach warto poczytać na anglojęzycznej stronie Bronnie Ware albo w polskiej wersji językowej, we fragmencie lektury Jacquin Marson Bycie miłym to przekleństwo.
Na koniec naszej rozmowy, czy mogłaby Pani doradzić, jak postępować, aby zachować work-life balance?
Pojęcie work-life balance narodziło się na przełomie lat 70. i 80. w Wielkiej Brytanii i jest koncepcją równowagi między życiem zawodowym a czasem prywatnym. Ta koncepcja zarządzania czasem dziś ma swoich przeciwników, jak i zwolenników. Ci pierwsi tłumaczą, dlaczego o idealną równowagę trudno, często tworząc nowe zwroty do samego pojęcia lub hasła, które inaczej, lepiej, pełniej tłumaczyłoby owe zjawisko. Ci drudzy podkreślają, że work-life balance jest drogą do wewnętrznej równowagi, którą my sami musimy odkryć, o którą należy zadbać i dbać co dzień. Myślę, że jest to dobra definicja, która podkreśla chęć dbania o jakość naszego życia, zarówno w pracy, jak i po pracy. Umieć troszczyć się o swoje tu i teraz, stawiać granice, a tym samym szanować siebie. My kreujemy naszą rzeczywistość, na wiele możemy sobie pozwolić, wielu rzeczom możemy się przeciwstawić. Warto rozmawiać z samym sobą „Czym jest dla mnie ta praca?”, „Do czego mnie prowadzi?”, „Co mi daje?”, „Czy ma sens?” i wreszcie „Czy moje życie ma sens?” – te i inne pytania postawią nas przed własnym sądem, przed którym my sami musimy sobie odpowiedzieć. Panowanie nad własnym życiem jest trudną sztuką, ale wykonalną. Cel i wartości w naszym życiu są naszymi drogowskazami dokąd, jak i kiedy iść. Gdy praca stawia nam stale stop, zabiera nasze stare Ja, czas dla rodziny i psuje szczęście - po co w niej tkwić? W niepokoju duszy i kłopotach dla ciała szczęścia nie znajdziemy. My kreujemy siebie, swoją przestrzeń i granice, spokój albo niepokój, zgodę na Ja i niezgodę na to wszystko obok Ja. Jesteśmy kowalami, którzy albo ładnie rzeźbią, albo swoją byle jakością, żyją tak z dnia na dzień. Życzę zatem Czytelnikom jak i sobie takiej równowagi, która nie wiedzie na manowce, a pięknie łączy życie zawodowe i prywatne. Na koniec polecę jeszcze cudowną lekturę, moje tegoroczne dopiero odkrycie, książkę, którą gdybym miała taką siłę sprawczą, kazałabym przeczytać każdemu po 15 roku życia - Dlaczego warto być optymistą? - José Luis Martín Descalzo. Czytajcie i korzystajcie w drodze po lepsze, piękniejsze i pełne wdzięczności, optymizmu i szczęścia życie!
Anna L. Kasica-Bogucka- jest pozytywnym psychologiem piszącym. Skończyła psychologię na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim Jana Pawła II i studia podyplomowe z Zarządzania Zasobami Ludzkimi na tej samej uczelni. Pracowała m.in. jako psycholog diagnosta w Zakładzie Psychologii w Wojskowym Instytucie Medycyny Lotniczej w Warszawie. Uczestniczyła w projektach rekrutacyjnych, prowadziła zajęcia z psychologii oraz jako konsultant, project manager pracowała w Team Training Poland i tam odbyła szkolenia m.in. w Czechach i Słowacji. Uczestniczyła w konferencji naukowej z Psychologii Pozytywnej w Moskwie. Pisała dla portalu Zwierciadło.pl, a dziś współpracuje z portalem „Zmiany w życiu”, gdzie pisze artykuły z psychologii, rozwoju osobistego, o stanie flow, poczuciu szczęścia i seligmanowskiej pełni życia.
Prowadzi także własny blog o tematyce Psychologii Pozytywnej i profil na Facebooku . Poza pasją pisania, oddaje swój czas pasji czytania, stąd recenzje książek i współpraca z wieloma wydawnictwami.
Prywatnie szczęśliwa żona, zakochana w Andaluzji, dalekich podróżach, Psychologii Pozytywnej, dobrej literaturze, smacznej kuchni i prawdziwej przyjaźni.
Rozmawiała Joanna Niemyjska (Zielona Linia 19524, Centrum Informacyjne Służb Zatrudnienia)
Chcesz wiedzieć więcej? Przeczytaj również:
Wydawca treści
-
Szczęście to kwestia wyboru…
07.08.2015 -
-
Wybór to wolność
27.11.2015 -
-
E-mailowy savoir-vivre
04.03.2016 -
Co nas motywuje do pracy?
09.10.2017 -
-
Co najczęściej śmieszy rekruterów?
08.02.2016 -
Sukces poza pudełkiem
24.06.2016 -
-
Jak dostać podwyżkę?
06.05.2016 -
-
Rozmowa kwalifikacyjna bez tajemnic, czyli…
11.03.2016 -
-
Tylko wizjonerzy są w stanie podbić świat
29.04.2016 -
Już nie lekarz czy adwokat, ale programista
03.07.2015