Назад

Już nie lekarz czy adwokat, ale programista

- przekonuje dr inż. Paweł Tadejko, kierownik studiów podyplomowych na Wydziale Informatyki Politechniki Białostockiej. - Od niedawna zupełnie inaczej myśli się o zawodach przyszłości niż jeszcze dziesięć lat temu, kiedy synonimem sukcesu był zawód lekarza lub adwokata. Obecnie to branża nowych technologii i nowych mediów może spijać słodką śmietankę życiowego sukcesu, a jej synonimem jest właśnie zawód programisty – pożądany przez miliony pracodawców, gwarantujący wysokie zarobki i pracę w dowolnym miejscu na świecie.

Co dla Pana oznacza pojęcie zawód przyszłości?

Pewnie słyszała Pani powiedzenie: „już się nie mówi informatyk”. Nikt też typowych informatyków nie kształci. Mamy obecnie programistów, grafików, web developerów, moderatorów, administratorów sieci, strategów i wielu sympatycznych specjalistów w naprawdę wąskich dziedzinach związanych z informatyką i nowymi technologiami. Zawodem przyszłości może być każdy zawód, którego nazwy kilka lat temu nikt jeszcze nie słyszał. Jest jeden warunek – to musi być ta branża. Obecnie witryny interentowe wprost uginają się od ofert dla programistów - to potrwa jeszcze na pewno wiele lat. Później ta tendencja może się zmienić – ale nawet nowe, oswojone z technologiami pokolenie X, które już powoli wchodzi na rynek pracy, nie jest w stanie wypełnić deficytu zawodów związanych z programowaniem.

Wymienił Pan zawody związane z informatyką, designem, a co z humanistami na rynku pracy? Czy oni też mają szansę skorzystać z rozwoju nowych technologii? Czy odnajdą się na tym rynku?

Kiedyś socjolog, dziś junior moderator lub specjalista ds. kryzysów w social media. Oczywiście, do pełni szczęścia użytkownika aplikacji mobilnej potrzeba nie tylko sprytnego interfejsu, ale też przyjemnego wyglądu, niezwykłego pomysłu i kogoś, kto o narzędziu napisze kilka ciepłych słów w mediach społecznościowych. Tu popis swoich umiejętności dają tak ostatnio krytykowani humaniści. Specyfika branży nie wymaga jednak super poprawnej polszczyzny czy recytowania konwencji praw człowieka z pamięci. Osoba po typowych studiach humanistycznych, siadając pierwszy raz przed swoim komputerem w agencji interaktywnej, musi zapomnieć wszystko, czego się do tej pory nauczyła. Tam panują nowe zasady gry. Inaczej się pisze, inaczej się czyta  i zupełnie co innego jest ważne. Ta branża zapewnia humanistom niezłą szkołę życia, ale dzięki ich wykształceniu daje im też nowe możliwości. To jakby w jednej chwili zmienić wyznanie i przejść na inną stronę mocy.  Trzeba być jak kombajn i ciągle, ciągle się kształcić. Kilkutygodniowa przerwa off-line może być czasem rokiem on-line.

Wspomniał Pan o problemach z dużą ilością danych, które nas otaczają, a w zasadzie zalewają. Jest na to jakaś rada?

Drugim silnym nurtem, którego jesteśmy świadkami od kilku lat, jest to, że otaczający nas świat produkuje tak duże ilości danych, że nie sposób ich analizować bez specjalnego przygotowania. Pojawiła się potrzeba nie tylko przechowywania, ale też przetwarzania tych danych i prezentacji w sposób zrozumiały dla człowieka. Nie bez powodu Business Harvard Review określił profesję „data scientist” (specjalisty od przetwarzania i analizy danych, przyp. red.) jako najbardziej seksowny zawód przyszłości. Podobnie profesja matematyka, która została wybrana jednym z najlepszych zawodów roku 2014 w USA. Zastosowanie tych kwalifikacji może być wykorzystane praktycznie w każdej branży – nie tylko nowych technologii. Swego czasu byliśmy świadkami zaprzęgnięcia dedykowanych algorytmów matematycznych i informatycznych, do analizy danych dotyczących poczynań na boisku dwóch sławnych graczy Messiego i Ronaldo, które pojawiły się w publikacji „Lionel Messi Is Impossible”.

Załóżmy sobie taką sytuację: jest nauczyciel, który traci pracę. Obserwując sytuację na rynku pracy, dochodzi do wniosku, że trudno mu będzie znaleźć pracę w swoim zawodzie, więc myśli o przekwalifikowaniu. Jakie kroki powinien podjąć?

Choć zmiana zawodu, zwłaszcza u ludzi w starszym wieku, nie jest w Polsce zbyt popularna, to na szczęście widać, że to się zmienia. Zmiana pracy na pewno wymaga przygotowania. Wszystko zależy od pożądanej przez nas profesji. Warto wybrać odpowiednie szkolenia specjalistyczne, ale nie tylko. Podobnie praca w nowych mediach na pewno wymaga przygotowania. Mamy obecnie dostęp do wielu kursów związanych np. z wykorzystaniem narzędzi, opracowywaniem treści, tworzeniem kampanii i wielu innych dziedzin. Wydaje mi się, że wykształcenie nauczycielskie jest w tym przypadku dobrym punktem wyjścia, ale edukacja jest niezbędna. Później oczywiście konieczna jest praktyka, samodzielna praca, może np. staż. Tak jak w innych zawodach, są oczywiście tacy, którzy np. potrafią pisać ciekawe teksty marketingowe, ale są też i „wirtuozi” treści, którzy potrafią wręcz porwać czytelnika. Jedni i drudzy są poszukiwani na rynku pracy.

Czy w przypadku nowych mediów studia są niezbędne?

Wystarczy zastanowić się, co by było, gdybyśmy pielęgniarce środowiskowej kazali zoperować pacjenta z chorym wyrostkiem robaczkowym. Podobnie jest z branżą, można się ogólnie orientować w temacie nowych technologii, bywać na branżowych imprezach, szkoleniach i kursach, ale czasy, kiedy branża przyjmowała pasjonatów, szybko minęły – wiele specjalizacji wymaga konkretnych rozwiązań i solidnej wiedzy. Takiej, która pozwoli zacząć pracować już w pierwszym miesiącu zatrudnienia – witajcie w świecie deadline’ów. Dzisiejsze studia to nie pogadanka czy tomy literatury sprzed kilku epok. To ciągłe ćwiczenia z praktykami. Liderami branży, ludźmi młodymi, dawnymi pasjonatami, którym ktoś z różnych powodów dał szansę w branży.

Z tego wynika, że warto próbować swoich sił, bo rynek i tak zweryfikuje nasze umiejętności.

Warto spróbować przede wszystkim dlatego, że koszty takiego „próbowania” nie są duże, a na rynku jest miejsce dla wielu specjalizacji. Firmy, najczęściej agencje interaktywne, nawet na rynku białostockim poszukują osób, które pracowałyby przy tworzeniu aplikacji internetowych, obsłudze marek w nowych mediach, etc. Ten rynek rozwija się bardzo dynamicznie, a co za tym idzie - wykwalifikowanych pracowników jest na rynku ciągły deficyt.

Wspomniał Pan o rynku białostockim, który nie jest tak rozwinięty jak np. Warszawa, Poznań czy Wrocław. Czy to oznacza, że zapotrzebowanie na specjalistów nowych mediów to trend, który nie dotyczy tylko największych aglomeracji?

Oczywiście zrozumiałym jest, że rynek białostocki jest znacznie mniejszy, ale na szczęście wiele z tych zawodów staje się coraz bardziej „oderwanych” od konkretnej lokalizacji, od miejsca pracy. Tak więc często nie ma problemu, żeby pracować na zlecenie dla agencji czy klienta w kraju czy za granicą. Zależy to też od strategii firmy, ale generalnie, jeśli mówimy o branży nowych technologii, informatyki czy nowych mediów, to wiele osób coraz częściej pracuje zdalnie, czy w ramach zleceń, prowadząc własną działalność. W wielu firmach liczy się przede wszystkim zadaniowy sposób rozliczania i efekt, więc miejsce wykonywania tego zlecenia ma znaczenie drugorzędne. Niektóre firmy informatyczne preferują oczywiście nadal tradycyjny model pracy, gdzie pracownicy przychodzą do siedziby firmy i pracują na etacie, ale generalnie ten trend też się zmienia, a ww. zawody można wykonywać w różnych miejscach świata.

Wśród wymienionych przez Pana zawodów, poszukiwanych na rynku pracy, programiści pojawiają się najczęściej. Czy aby nim zostać trzeba mieć ściśle określone predyspozycje? Dziewczyny z Geek Girls Carrots zachęcają do programowania niemalże każdą (każdego)…

Misja inicjatywy GGC skupia się głównie na promowaniu wśród płci pięknej nowych technologii, a nie tylko programowania. Od niedawna zupełnie inaczej myśli się o zawodach przyszłości niż jeszcze dziesięć lat temu, kiedy synonimem sukcesu był zawód lekarza lub adwokata. Obecnie to niemal cała branża nowych technologii i nowych mediów może spijać słodką śmietankę życiowego sukcesu, a jej synonimem jest właśnie zawód programisty – pożądany przez miliony pracodawców, gwarantuje wysokie zarobki i pracę w dowolnym miejscu na świecie. W branży często słyszę żart, że główne predyspozycje programisty to gibkie palce i przenikliwy wzrok. To nie do końca prawda, człowiek po prostu nie zawsze chce się otworzyć na „nowe”. Obiegowa opinia o tym, że techniczny umysł jest niezbędny do tego, żeby zostać programistą, jest mocno przesadzona. Ludzie czasami z góry zakładają, że im się nie uda. Trzeba być zdeterminowanym i lubić to, co się robi. A polubić się nie da, jeśli się nie spróbuje. Tu nie ma reguł, jak pokazuje życie.

Czy spotkał się Pan z osobami, które nie planowały być programistami, a jednak nimi zostały?

Tak, pamiętam chociażby kolegów czy koleżanki ze studiów. Niektórzy po prostu wybierają ten kierunek, bo jest modny, albo też nie do końca wiedzą czego się spodziewać po tym kierunku. Podobnie sprawa się miała, gdy ja składałem dokumenty na informatykę, a było to dawno temu (śmiech). Nie do końca zdawałem sobie sprawę, co to właściwie oznacza. Teraz poziom świadomości uczniów odnośnie informatyki jest dużo wyższy, choć programowania w szkołach średnich nie ma zbyt wiele. Pojawia się za to moda np. na programowanie wśród coraz młodszych dzieci, także na Podlasiu, np. inicjatywa Lego Akademia, czy CoderDojo, ale nie tylko. Informatyka to branża bardzo szeroka. Jest tam wiele zawodów, których można nauczyć się nie tylko w szkole czy na studiach, ale też w wieku 30-40 lat i później. Osobną sprawą jest sam fakt, że niektórzy dość spektakularnie nawołują do tzw. kodowania, co nie oznacza, że chcemy mieć na świecie samych programistów. Warto jednak czasem pobawić się w programowanie, żeby wiedzieć, z czym to się je.

Jak wygląda sytuacja świeżo upieczonych informatyków w Polsce? Czy ci absolwenci są dobrze przygotowani do pracy bezpośrednio po ukończeniu studiów?

Spalmy wreszcie na stosie mit, że studia inżynierskie I stopnia są bardzo sztywne. Student dostaje możliwość wyboru przedmiotów dodatkowych, gdzie decyduje, w jakim kierunku chce swoją wiedzę poszerzyć. Oczywiście absolwent I stopnia studiów nabywa wiedzę i umiejętności związane głównie z tworzeniem oprogramowania. Po to, aby już po ukończeniu stopnia inżynierskiego być pełnowartościowym programistą. Z całą pewnością wdrożenie w nowym miejscu pracy jest zawsze niezbędne i to nie tylko z powodu specyfiki organizacji firmy. Po prostu dzisiejsza branża IT jest tak rozległa, że nie ma fizycznej możliwości nauczenia większości technologii i języków programowania w ciągu 3 lat. Kształcimy więc naszych studentów na programistów i uczymy tego, jak się mają uczyć. Później, w firmie, student zdobywa nową, dodatkową wiedzę i umiejętności.

Na dzisiejszym rynku firmy często specjalizują się bardzo mocno w rozwiązaniach IT i często oczekują też od uczelni, że świeżo upieczony absolwent będzie znał się na specyficznej technologii czy języku programowania. Rozwiązaniem tego zapotrzebowania rynkowego mogą być np. nowe kierunki studiów I stopnia, specjalności na II stopniu studiów albo studia podyplomowe. Najlepiej tworzone we współpracy z przedsiębiorcami. Jesteśmy właśnie świadkami takiego trendu.

Jak więc wygląda ścieżka zawodowa informatyka po zakończeniu studiów?

Można śmiało powiedzieć, że w tym przypadku, po studiach, nie ma już żadnych reguł. Absolwent jest programistą, ale pozostaje wiele aspektów, które nie były szerzej omawiane na kierunku informatyka, np. kompetencje miękkie – zarządzanie ludźmi i projektami, nowe media i ich połączenie z technologiami internetowymi czy specjalizacje sprzętowe, sieciowe, bezpieczeństwa, produktowe. Są na to przeznaczone pewne przedmioty na studiach, ale to jest podstawowa wiedza i umiejętności. Dlatego też absolwenci startując w swoim życiu zawodowym, najczęściej jako programiści, sukcesywnie dokształcają się m.in. w ww. obszarach. Jest to też kolejny argument na to, że zarówno szkolenia podstawowe jak i specjalizowane są nadal produktem pożądanym, niezależnie od tego, że zostało ich przeprowadzonych tysiące, np. w ramach programu PO KL. Ważnym faktem jest  uświadomienie studentom, że edukacja ustawiczna, przez całe życie (ang. lifelong learning) jest tak istotna.

Dr inż. Paweł Tadejko – pracownik dydaktyczno-naukowy, kierownik studiów podyplomowych na Wydziale Informatyki Politechniki Białostockiej, gdzie obronił pracę doktorską w dziedzinie nauk technicznych, specjalność Informatyka. Prowadzi zajęcia teoretyczne i praktyczne dotyczące architektury systemów informatycznych oraz projektowania i implementacji aplikacji internetowych - w tym w szczególności określanych mianem RIA. Jego zainteresowania badawczo-naukowe obejmują m.in. zastosowania transformaty falkowej i morfologii matematycznej w przetwarzaniu jednowymiarowych sygnałów. Prace badawcze skupiają się wokół przetwarzania sygnału EKG.

Doświadczenie praktyczne zdobywał w firmach takich jak:  ZETO Białystok, ComputerLand, a później w firmie Sygnity. Na początku w zakresie analizy i projektowania dużych systemów ICT, tworzonych jako dedykowane rozwiązania pod konkretne zamówienie klientów administracji centralnej i samorządowej, później jako architekt rozwiązań IT. Brał udział w procesie przygotowywania koncepcji realizacji systemów (ofertowanie) jak i potem na etapie ich realizacji, m.in. dla Ministerstwa Spraw Zagranicznych, Komendy Głównej Policji, Komendy Głównej Straży Pożarnej, Ministerstwa Zdrowia, Ministerstwa Finansów.

Jego pasją jest fotografia, tylko i wyłącznie Podlasia, jak sam zaznacza.

Rozmawiała Joanna Niemyjska (Zielona Linia 19524, Centrum Informacyjno-Konsultacyjne Służb Zatrudnienia)
 

Chcesz wiedzieć więcej? Przeczytaj również:

Treść artykułu dotyczy stanu prawnego obowiązującego w czasie jego publikacji


Uwaga! Wszystkie treści i materiały zamieszczane na portalu www.zielonalinia.gov.pl, opracowywane przez grupę redakcyjną, mają charakter informacyjny. Redakcja portalu dokłada wszelkich starań, aby informacje w nim zawarte były rzetelne i wiarygodne. Nie stanowią one wiążącej interpretacji przepisów prawnych.