Back

To pisarstwo wybrało mnie cz. 1 [WYWIAD]

Artykuł zgodny ze stanem prawnym na dzień: 2022-06-24

„Czasem mam wrażenie, że pisarze tak bywają oceniani z boku, że siedzą w domu albo jeszcze lepiej przed letniskowym domkiem w wielkim ogrodzie i tak naprawdę nic nie robią. A to nie tak. To jest praca. Serio! Czasem, gdy kończę pisanie późno w nocy czuję się jakbym przerzuciła tonę węgla albo, że styki w mózgu mi dymią” – mówi pisarka Beata Andrzejczuk. W rozmowie z autorką wielu popularnych książek poruszyliśmy m.in. temat tego, jak jest postrzegany i jaki jest rzeczywiście zawód pisarza. Ponadto zapytaliśmy o typowy dzień pisarki oraz o powody i okoliczności wyboru takiej ścieżki zawodowej. Zachęcamy do lektury.

Jak zostałaś pisarką? Co sprawiło, że wybrałaś akurat taką ścieżkę zawodową?

To pisarstwo wybrało mnie (śmiech), ale ja się na to zgodziłam. Gdy przeprowadziłam się ze Zduńskiej Woli do Wrocławia, nikogo nie znałam z wyjątkiem Piotra (mąż). Nie mam problemów z nawiązywaniem nowych znajomości, ale to był trudny czas. Byłam po dość traumatycznych przeżyciach. Pisanie, przelewanie tego na papier w formie opowiadań bardzo mi pomagało. Może to taka forma terapii była? Nie wiem, nie jestem psychologiem, ale pomagało. I dosłownie przelewałam to długopisem na papier. Nie miałam maszyny do pisania, komputera czy laptopa. Piotr niektóre z tych opowiadań przepisywał mi w pracy na maszynie do pisania. I zaczęłam je wysyłać na konkursy literackie. Było ich wtedy sporo. Dlaczego je wysyłałam? Nie wiem. Może chciałam się tym podzielić z innymi? Może coś wygrać? Były zawsze jakieś pieniądze do wygrania (śmiech). I co konkurs to jakaś nagroda lub wyróżnienie. W zasadzie żaden konkurs nie przeszedł bez echa. Pomyślałam, że chyba jestem w tym niezła, skoro wciąż coś wygrywam. Później już miałam dostęp do „neta” (pierwszy komputer, właściwie syna był, ale z niego korzystałam). Przyjaciel z Oleśnicy pomógł mi założyć stronę z moimi opowiadaniami. Pokazał też jak je publikować, jak wstawiać zdjęcia. I zaczęły ze mną nawiązywać kontakt różne gazety polonijne z całego świata z pytaniem, czy mogą te opowiadania drukować u siebie. To była m.in. gazeta z Białorusi „Głos znad Niemna” – tygodnik (długa współpraca do momentu jej likwidacji). Tam był bardzo duży, pozytywny odzew od Polonii, jeśli chodzi o moje opowiadania. Później odezwały się czasopisma z Austrii, Niemiec, Australii i Stanów Zjednoczonych. I kolejna długa współpraca z „Kurierem Plus”, wydawanym w Nowym Jorku dla Polonii. I pierwsze prawdziwe pieniądze (nie licząc konkursów) zarobione na pisaniu i to jeszcze w dolarach. Po tym etapie zapragnęłam wydać książkę w ojczyźnie. Wtedy to było bardzo trudne. Mało wydawnictw, z których większość stawiała na klasykę bądź znane nazwiska, a ja takiego nie miałam. Natrafiłam na wydawnictwo ,,Rafael”, które chciało… ale bajki dla dzieci, a moje opowiadania były dla dorosłych. Napisałam jednak i tak się zaczęła moja prawdziwa przygoda z pisaniem. Nigdy nie wydałam książki własnym sumptem. Nawet gdybym chciała, nie miałbym pieniędzy na to. Dolary były wydawane na dom i małe dzieci, które przyszły na świat. I nie było ich, tych dolarów, aż tak wiele. Seria: ,,Opowiastki Familijne” okazała się serią bestsellerową. Czternasto bądź piętnasto-tomowy ,,Pamiętnik nastolatki” w ogóle przeszedł moje oczekiwania. Kolejna długa bestsellerowa seria. Kolejne książki też były chętnie kupowane i czytane. Teraz jestem w trakcie pisania: ,,Akademii Jeździeckiej” – seria dla młodzieży pisana dla wydawnictwa Bukowy Las. Pierwsza część ,,Królowa” właśnie się ukazała, druga jest już napisana. Kończę trzecią część. I żeby nie było, to seria o jeździe w stylu western. Piszę o tym co znam, z czym miałam do czynienia. Próbowałam uczyć się jazdy klasycznej. Ubolewam, ale nie umiem. Nie potrafię w jeździe klasycznej zsynchronizować swoich ruchów z koniem. Brak mi chyba koordynacji, ale kocham konie. Jazda w stylu western jest łatwiejsza, są inne siodła, ale wolność, którą się czuje podczas jazdy jest chyba taka sama. No, ale przede wszystkim to książka o miłości, zdradzie i okrutnej rywalizacji między dwoma dziewczynami.

 

Jak wygląda dzień pisarki? Chodzi mi o Twój dzień pracy. Masz ustalone godziny pisania?

Tak dokładnie to nie mam. I w ciągu ponad dwudziestu lat zmieniały się także pory dnia i nocy, podczas których pracowałam. Kiedyś to były godziny poranne na przykład od siódmej, ósmej rano do czternastej, piętnastej. Innym razem noce (nie jeżdżą śmieciarki, nikt nie dobija się telefonem, domofonem, nie przychodzą kurierzy, nie stukają sąsiedzi, nikt w godzinach nocnych nie przeprowadza remontów). Noc jest idealna do pisania, ale okupiona tym, że kradniesz te godziny z kolejnego dnia, no bo musisz odespać. Aktualnie siadam do pisania około dziewiętnastej, dwudziestej. Piszę do północy, pierwszej, drugiej, trzeciej w nocy. To już zależy. Poza tym mój dzień wygląda zwyczajnie: zakupy, gotowanie, sprzątanie, spacery, ale mamy te obowiązki podzielone między mnie, Piotra i syna. Każdy robi to co potrafi najlepiej, to co w miarę lubi. Tu nie ma sztywnych zasad. W jeden dzień gotuje Piotr, w inny ja. I każdy dzień (uwaga!) nie licząc weekendów zaczynam od ćwiczeń. I ćwiczę codziennie, trzy razy w tygodniu w domu, a dwa razy na siłowni. I nie! Nie lubię się męczyć, czyli nie lubię ćwiczyć, ale robię to od lat bo wiem, że tak trzeba.

Jak wygląda praca nad książką? Wielu z nas wyobraża sobie, że pisarz dostaje natchnienia, siada i pisze. Zapewne nie tak to wygląda i każda książka wymaga przygotowania, zdobycia informacji, pomysłu itp.

Chyba nie wiem, co to ta przysłowiowa wena, natchnienie. Mówię serio. Jak jest pomysł to jest mega sprawa i zaczyna pracować wyobraźnia. Kręci cię to. Zaczynasz tym żyć. Zawsze jednak jest tak, że są dni, gdy pisze się lepiej bądź gorzej, no przynajmniej ja tak mam, a mogę mówić tylko za siebie. No i nadchodzi taki moment, gdy pisze się szybko, palce na klawiaturze nie nadążają za myślami. No i mega! Mam dziesięć stron! Petarda! Są i takie dni, gdy „coś męczysz i męczysz i wymęczysz” jakieś cztery stronki, ale może się okazać i całkiem często się okazuje, że przy pierwszej korekcie autorskiej (zanim wyślę tekst do wydawnictwa) te strony, które pisało się tak świetnie, niemalże same się pisały, nie wydają się wcale dobre. Coś nie gra, nie pasuje. Poprawiasz to. A te "wymęczone" okazują się całkiem ok. Ale tu nie ma reguły. Czasem tak jest, innym razem jest inaczej. Jeśli chodzi o pomysły, inspiruję się życiem. Ono pisze świetne scenariusze. Bardzo mnie kręcą prawdziwe historie. Jestem dobrym obserwatorem i mam dużo empatii. To bardzo pomaga przy pisaniu! A research – zdobywanie informacji? Na to trzeba mnóstwo czasu poświęcić, by głupot nie napisać. Czasem to są długie godziny, by czytać, rozmawiać z ludźmi, sprawdzać, szukać po to, by napisać raptem kilka zdań. W książce nie może być bzdur, wszystko musi grać logicznie, być ok pod względem merytorycznym. Ja nie mogę sobie pozwolić na napisanie, że kobieta miała polecieć do Stanów Zjednoczonych na operację tętniaka w mózgu. Przy tętniaku liczą się sekundy, minuty. Ona na lotnisko mogłaby nie zdążyć dojechać. Tu trzeba wzywać karetkę pogotowia! Z innym schorzeniem już do Stanów wysłać ją mogę, ale muszę wszystko na temat tej choroby wiedzieć, między innymi to, czy nie da się takiej operacji skutecznie przeprowadzić w Polsce. Research to ciągłe uczenie się, studiowane tematu, analizowanie. Ciężka i żmudna praca, ale nie miałabym sumienia wciskać czytelnikom steku bzdur. Z szacunku dla nich staram się zdobywać sumiennie informacje, co nie oznacza, że nigdy się nie mylę.

 

Pisarz to wolny zawód. Praca w dogodnych dla siebie godzinach, pracodawca „nie stoi nad głową”, tworzy kiedy chce. Ile taka wizja bycia pisarzem ma wspólnego z rzeczywistością?

Kocham swoją pracę, wiesz o tym przecież dobrze, znamy się już sporo czasu, ale to nie tak, że siadam do laptopa, kiedy chcę, kiedy mam tę przysłowiową, w moim subiektywnym odczuciu przereklamowaną, wenę i "samo się pisze". Czasem mam wrażenie, że pisarze tak bywają oceniani z boku, że siedzą w domu albo jeszcze lepiej przed letniskowym domkiem w wielkim ogrodzie i tak naprawdę nic nie robią. A to nie tak. To jest praca. Serio! Czasem, gdy kończę pisanie późno w nocy czuję się jakbym przerzuciła tonę węgla albo, że styki w mózgu mi dymią. Jestem zwyczajnie zmęczona fizycznie (kręgosłup daje o sobie znać po kilku godzinach siedzenia przed laptopem) i psychicznie.

Jak to nikt nie stoi mi nad głową? (śmiech) A wydawca? A Panie redaktorki? A wszystkie dziewczyny pracujące w wydawnictwie? Tak naprawdę to praca zespołowa wielu osób. Dobra redakcja to ponad połowa sukcesu, okładka, promocja. Tu wszystko się liczy, wszystko jest ważne. Nikt nie kupi książki, jeśli nie będzie wiedział, że ona w ogóle istnieje. Na okładce dużymi literami napisane jest moje imię i nazwisko, ale książka w ostatecznym kształcę to praca wielu osób, których nazwiska napisane są małym drukiem bądź w ogóle nie są napisane.

I może nie stoi mi nad głową, ale wisi (śmiech) "deadline". Ostateczny termin oddania książki do wydawnictwa, a czasem to są naprawdę krótkie terminy, bo wydawnictwa kierują się także swoimi wytycznymi, swoim własnym planem wydawniczym, a do wydania mają nie tylko moją książkę, ale wiele, wiele innych. Tutaj nieskromnie dodam, że przez ponad dwadzieścia lat nigdy nie spóźniłam się nawet o jeden dzień z oddaniem tekstu, choć raz wysyłałam, gdy była za trzy minuty północ, ale zdążyłam! (śmiech)

 

Gratuluję!

Cofnijmy się do początku Twojej pisarskiej kariery. Od czego zaczynałaś? Czy miałaś wątpliwości – może nadal je masz – czy to słuszna droga?

Zaczynałam od opowiadań, tak jak już na początku powiedziałam. Nigdy nie miałam wątpliwości. Tak, to jest słuszna droga. Najpiękniejsza jaką sobie mogłam wymarzyć. Nie mam wątpliwości. Sukcesy przyjmuję z ogromną radością, z jeszcze większą słowa moich czytelniczek, a porażki biorę "na klatę". W nasze życie wpisane są zarówno jedne i drugie.

 

Masz na swoim koncie dwie bestsellerowe serie: „Opowiastki Familijne” i „Pamiętnik nastolatki”. Co zmieniło się w Twojej karierze po wydaniu tych serii?

Przede wszystkim mogę utrzymać się z pisania, mogę wykonywać pracę, która jest moją pasją i mieć z tego pieniądze. To naprawdę bardzo, bardzo dużo. Gdy zaczynałam pisać, normalnie pracowałam. I w Polskim Czerwonym Krzyżu i w hurtowni z odzieżą i na stacji benzynowej. Wszystkie zawody, które wykonywałam – procentują. Nic nie poszło na marne. Wszyscy ludzie, których wtedy poznałam w jakiś sposób przyczynili się do tego, że teraz piszę książki. I wdzięczna im jestem za to.

 

Czy teraz jako pisarka „możesz więcej”?

Naprawdę nie wiem. Serio, nie wiem. Chyba tak, tak twierdzą bliscy, znajomi, osoby z boku, ale nie jestem tego wcale taka pewna. Każda nowa książka to kolejne wyzwanie, nawet jeśli jest to kolejna książka z serii. To trochę tak jakbym wciąż zaczynała od początku. W każdą muszę zaangażować się na maxa, dać z siebie wszystko.

 

Już wkrótce ciąg dalszy rozmowy. Zapraszamy do lektury.

 

Beata Andrzejczuk - polska pisarka, członkini Stowarzyszenia Pisarzy Polskich. Laureatka nagród literackich, m.in.: Sosnowieckie Pióro 89, O Rubinową Hortensję (1990), Polaków pamiętnikarski portret własny, Młodzież o sobie i o Polsce. Autorka kilkudziesięciu opowiadań dla dorosłych i dzieci publikowanych w Polsce, Stanach Zjednoczonych, Austrii, Australii, na Białorusi. Autorka bajek dla dzieci z dysleksją.

Jest autorką takich książek, jak: „Pamiętnik nastolatki” - 14 tomów (od 2009 r. do 2017 r.), „Opowiastki Familijne” – 7 tomików (od 2003 r.) - audiobooki + CD + wydania specjalne dla przedszkoli i szkół, „Historia Prawdziwego Świętego Mikołaja” (2007 r.), „Tajemnice Jacoba” - 3 tomy (od 2015 r. do 2017 r.) oraz najnowszej serii „Akademia Jeździecka”.

 

Rozmawiał Wojciech Napora (Zielona Linia 19524, Centrum Informacyjne Służb Zatrudnienia)


Uwaga! Wszystkie treści i materiały zamieszczane na portalu www.zielonalinia.gov.pl, opracowywane przez grupę redakcyjną, mają charakter informacyjny. Redakcja portalu dokłada wszelkich starań, aby informacje w nim zawarte były rzetelne i wiarygodne. Nie stanowią one wiążącej interpretacji przepisów prawnych.

Zobacz podobne artykuły:

  • Nauka da się lubić [WYWIAD]
    „Fizyka daje narzędzia do tego, by jak najwięcej świata zrozumieć” – mówi dr Tomasz Rożek, z wykształcenia fizyk, ale z zawodu dziennikarz naukowy. Ze znanym popularyzatorem nauki rozmawialiśmy m.in. o nauce, agencjach kosmicznych, systemie edukacji, Fundacji „Nauka. To lubię”, zagrożeniach płynących z sieci oraz filmie „Oppenheimer”. Zachęcamy do lektury.

  • Poszukiwanie właściwej ścieżki kariery [WYWIAD]
    „Na skończeniu studiów nie możemy się zatrzymać. Tu powinno być znane pojęcie kształcenia ustawicznego. Ciągle musimy się uczyć, dokształcać, aktualizować wiedzę, żeby nasza elastyczność na rynku pracy była większa. Pracodawcy oprócz wykształcenia stawiają na języki obce, gdzie angielski już przestaje wystarczać, a atutem jest, np. niemiecki, rosyjski czy hiszpański” – mówi Marcelina Wojno, kierownik Biura Karier Uniwersytetu w Białymstoku. W rozmowie o rynku pracy podjęliśmy, m.in. tematy szukania pracy, przygotowania do rozmowy kwalifikacyjnej, działalności biur karier oraz rozpoczęcia działalności gospodarczej. Zapraszamy do lektury.

  • To pisarstwo wybrało mnie cz. 2 [WYWIAD]
    W drugiej części naszej rozmowy ze znaną i lubianą pisarką Beatą Andrzejczuk rozmawialiśmy m.in. o plusach i minusach bycia pisarzem, o presji związanej z pisaniem dla dzieci, o tym jaka jest obecnie rzeczywistość początkujących pisarzy oraz jak odkryć w sobie pisarza. Zapraszamy do lektury.

  • Potrzebujesz dostępu do starszych informacji? Skorzystaj z naszego Archiwum wiadomości.

    Pokaż/ukryj panel komentarzy