Back

Rozmowa o aktorstwie z Arturem Barcisiem [WYWIAD]

Artykuł zgodny ze stanem prawnym na dzień: 2024-10-04

„Chcieć być aktorem, to za mało. Zazwyczaj są to marzenia o rozdawaniu autografów, byciu na okładkach oraz ogromnej popularności i uznaniu. Jednak, żeby wykonywać ten zawód trzeba mieć talent, który najpierw należy rozpoznać. Potem iść w tę stronę i pracować nad sobą. Dopiero wówczas można spróbować dostać się, do którejś ze szkół aktorskich. Obecnie jest wiele takich uczelni, chociaż nie wszystkie są godne tego miana, ale jak ktoś jest utalentowany, to prędzej czy później znajdzie swoją drogę” – mówi Artur Barciś. Z wybitnym polskim aktorem i reżyserem porozmawialiśmy m.in. o jego karierze aktorskiej, wspomnieniach z PRL, rolach i wyzwaniach na scenie oraz o początkach reżyserowania sztuk. Zapytaliśmy, czy Artur Barciś ma jakąś metodę na naukę tekstu? Zapraszamy do lektury.

Dlaczego zdecydował się Pan zostać aktorem? Co spowodowało, że zdawał Pan do Państwowej Wyższej Szkoły Filmowej, Telewizyjnej i Teatralnej im. Leona Schillera w Łodzi?

Od dziecka czułem, że mam jakiś dar i urodziłem się z czymś, co sprawia, że potrafię recytować wiersze w taki sposób, by ludzie mnie słuchali i rozumieli co mówię. Czułem też, że to coś pozwoli mi być szczęśliwym człowiekiem. Ponieważ byłem mały i drobniutki, gdy wychodziłem na scenę, a w mojej podstawówce była prawdziwa scena, czułem się tam najlepiej i najbezpieczniej. Byłem szczęśliwym dzieckiem. Wiedziałem, że scena jest miejscem pracy aktora, więc już wtedy, w podstawówce, postanowiłem, że nim zostanę. Potem w trzeciej klasie liceum wygrałem Ogólnopolski Konkurs Recytatorski. Otrzymałem tytuł Recytatora Roku. To utwierdziło mnie w przekonaniu, że wybrałem właściwą drogę. Po maturze dostałem się na Wydział Aktorski w Państwowej Wyższej Szkoły Filmowej, Telewizyjnej i Teatralnej w Łodzi. I tak to się zaczęło.     

 

Swoją karierę aktorską zaczynał Pan w PRLu. Jak wspomina Pan pracę wtedy i co zmieniło się w branży filmowej i teatralnej po 1989 roku?

Zmieniło się bardzo dużo. Jeżeli chodzi o film, to przede wszystkim nośnik. W PRLu największym problemem była taśma. Dlatego, że filmy kręciło się na taśmie celuloidowej, której nie produkowano w Polsce. Trzeba było ją kupować za dewizy, a w tamtych czasach przelicznik złotówki do dolara był… dziwny, eufemistycznie mówiąc (śmiech). Więc taśma była najcenniejsza. Zanim operator włączył kamerę, odbywało się wiele prób. Bo jak w trakcie nagrania coś się wydarzyło, np. aktor pomylił tekst, wszyscy byli wściekli. Oznaczało to bowiem zmarnowanie cennej taśmy.

Kolejną kwestią, która odróżnia czasy PRL od współczesnych, jest to, że kiedyś wywołanie taśmy trwało około dwóch tygodni. Więc reżyser mógł zobaczyć to, co nakręcił, dopiero po takim czasie. To sprawiało, że reżyserzy musieli być dużo lepiej przygotowani do pracy. Mieli w głowie to, co chcą nakręcić. Ponieważ obecnie kręci się sprzętem cyfrowym, reżyser może nakręcić sto różnych wariantów danej sceny i przy montażu wybrać, co mu najbardziej odpowiada. Problemem jest jedynie czas. Bo na to, żeby nakręcić pięćdziesiąt ujęć, trzeba mieć czas. Najczęściej go nie ma. Pod tym względem nic nie zmieniło. Doba trwa niezmiennie 24 godziny. Ponadto ekspozycja jest gorsza po południu, więc czasu do kręcenia w dobrym świetle zazwyczaj brakuje.  

Poza tym niewiele się zmieniło. Nadal aktor musi grać najlepiej jak potrafi, a obsługa techniczna dobrze oświetlić plan i nagrać scenę. Obecnie są oczywiście większe możliwości wynikające z nowoczesnego sprzętu. Są np. drony. Kiedyś ujęcia z lotu ptaka trzeba było kręcić z helikoptera. Helikoptery miało tylko wojsko, więc trzeba było umieć to załatwić. Do tego dochodziło trzęsienie maszyny, hałas i inne niedogodności.

Warto jeszcze wspomnieć o postsynchronach. Kiedyś niemal wszystkie filmy się niejako dubbingowało. To znaczy kręciło się obraz, a dźwięk nagrywało tylko po to, żeby wiedzieć, w którym miejscu, co się mówi i co się dzieje. Później dźwięk trzeba było nagrać jeszcze raz. Wynikało to z przyczyn technicznych. Nie mieliśmy odpowiednich mikrofonów. Kiedyś mikrofon zbierał nie tylko to co mówi aktor, ale też całą resztę. Stąd postsynchrony.

Zatem największe zmiany między czasami PRL a współczesnymi dotyczą techniki nagrywania filmów. Obecnie jest ona o wiele lepsza.     

 

Rola w teatrze a rola w filmie. Jakie są najważniejsze różnice w przygotowaniu się do każdej z nich?

Różnice są ogromne, ale jedno pozostaje niezmienne: aktor musi grać najlepiej jak potrafi. Jeżeli chodzi o teatr, w nim spektakl gra się tylko tu i teraz. Nawet jeśli występuję pięćsetny raz w tym samym przedstawieniu, za każdym razem wychodząc na scenę wiem, że ono już się nie powtórzy. Bo na widowni jest określona publiczność i ja jestem tego dnia taki, a nie inny. Jutro, jeżeli będę grał to samo przedstawienie, będzie już trochę inne, inaczej się zdarzy. Ponieważ będą inni ludzie na widowni, ja będę trochę inny. O dzień starszy i może w innym nastroju, mogę być np. chory. To wszystko powoduje, że ten spektakl jest tylko raz.

W filmie dane ujęcie można nakręcić kilka razy, zrobić dowolną ilość dubli. Wszystko jest tylko kwestią tego, czy jest czas, żeby to zrobić. Reżyser potem wybiera, które ujęcie mu najbardziej odpowiada. Może nawet wyrzuć całą scenę, jeżeli mu się nie podoba. Jako aktor nie mam już na to wpływu.

W teatrze, jak wychodzę na scenę, to wiem, że już z niej nie zejdę, dopóki nie skończy się przedstawienie. Albo zejdę na chwilę, żeby wejść ponownie.

Między graniem w teatrze a filmie jest naprawdę kolosalna różnica.

 

Co powinien mieć w sobie aktor, czyli czego nie można się nauczyć? I od razu zapytam, czego można się nauczyć? Co można wypracować?

Przede wszystkim nie można się nauczyć aktorstwa. Z tym się trzeba urodzić. Często używa się w takim przypadku słowa talent. Czyli chodzi o coś, co człowiek ma, z czym się urodził. I może z tym coś zrobić albo nie. Jeżeli postanowi, że tak, to zostanie aktorem. I wtedy potrzebny mu będzie warsztat, czyli zestaw umiejętności, których można się nauczyć. Chodzi m.in. o dobrą dykcję, impostację głosu, prowadzenie frazy, mówienie wierszem. Ponadto umiejętności sprawnościowe, jak jazda konna, judo, akrobatyka, szermierka. Przynajmniej na podstawowym poziomie. Później na potrzeby filmu lub spektaklu teatralnego można to poprawić, korzystając z usług konsultanta, który ustawia np. sceny walki lub pojedynku na szable. Ważny jest również taniec. Aktor powinien znać podstawowe umiejętności baletowe. Tego zresztą uczą się studenci w szkole aktorskiej na zajęciach z tańca.

Wszystkie te umiejętności sprawnościowe służą dobrej koordynacji ciała. Aktor powinien być sprawny i świadomy tego, co może zrobić ze swoim ciałem.

Cały ten warsztat, czyli zbiór umiejętności, to jest coś, nad czym się pracuje całe życie. Szkoła aktorska daje podstawy. Później trzeba je rozwijać.

Warsztat w połączeniu z darem, czyli talentem, daje profesjonalnego aktora. To jednak nie jest wszystko, żeby odnieść sukces. Trzeba mieć trochę szczęścia.     

 

No właśnie. Mówi się, że aktor to niepewny zawód, w którym albo przyjdzie propozycja roli, albo nie. Czy rzeczywiście tak jest?

Tak. Tak jak wspomniałem, wiele zależy od szczęścia. Jeżeli jednak mamy do czynienia z bardzo utalentowanym aktorem, który ma dobry warsztat, to wcześniej czy później zostanie odkryty, bo takich ludzi nie ma zbyt wielu. Raczej dostanie rolę, którą udowodni, że jest świetnym aktorem. Może się też teoretycznie zdarzyć tak, ze względu na specyfikę tego zawodu, że jej nie dostanie. Jako że aktor to jest człowiek bardzo wrażliwy, mogą w takiej sytuacji wystąpić inne okoliczności, które sprawią, że on już nigdy nie będzie w stanie się pokazać, ponieważ nie otrzyma żadnej propozycji. Bo np. dojdzie alkohol, frustracja czy wręcz depresja. To może sprawić, że nawet jak dostanie propozycję, to stres i te niemiłe doświadczenia mogą na niego tak wpłynąć, że nie będzie umiał dobrze zagrać.

To bardzo skomplikowany i złożony proces, w którym niezwykle ważne jest szczęście. Ono może wynieść aktora na szczyt i dać mu szansę tam pozostać. Oczywiście jeżeli „sodówa” nie uderzy mu do głowy i nie uzna, że już umie wszystko i jest najlepszym aktorem na świecie. Bo to równia pochyła.

 

Którą rolę, w teatrze lub filmie, wspomina Pan jako wyjątkowo trudną i na czym polegało to wyzwanie?

Przyznam, że trudno mi odpowiedzieć na to pytanie, ponieważ od 45 lat jestem na scenie i ról, które zagrałem było bardzo dużo. Tak na szybko, przychodzi mi na myśl postać Hitlera w sztuce „Mein Kampf”, wystawianej w Teatrze Ateneum. Jednocześnie, w tym samym teatrze, grałem w „Burzliwym życiu Lejzorka”, gdzie wcielałem się w postać młodego Żyda, wędrującego po świecie i próbującego ten świat zrozumieć. To był bardzo dobry człowiek.

Wyzwaniem było to, że w tym samym czasie grałem dwie skrajne postacie. Złą i dobrą.

„Mein Kampf” jest dość trudną sztuką węgierskiego dramaturga George’a Tabori’ego, która nie przedstawia Hitlera, jakiego znamy. To historia jego młodzieńczych lat. Opowiada o tym, że nie dostał się do Akademii Sztuk Pięknych w Wiedniu, co wywołało frustrację. Dodatkowo nie miał pieniędzy i mieszkał w przytułku dla bezdomnych. Tam spotkał Żyda, Herzla, bardzo mądrego człowieka, który próbował go „wyprostować”. Przyniosło to jednak odwrotny skutek i na koniec przedstawienia pojawia się już Hitler, którego znamy. Była to bardzo trudna sztuka i trudna rola. Długo nie mogłem sobie z nią poradzić. Przyznam, że chciałem nawet z niej zrezygnować, chociaż główna rola w Teatrze Ateneum, to było marzenie każdego aktora. Na szczęście, jakoś sobie poradziłem. Tych, którzy chcą poznać więcej szczegółów odsyłam do moich książek.

Przypomniałem sobie jeszcze, że bardzo trudną rolą, o której zresztą zawsze marzyłem, jest Papkin w „Zemście”. Gram ją już od 10 lat w Och-Teatrze. Bez wątpienia zaliczyłbym ją do jednej z najtrudniejszych w swoim dorobku.       

 

Co sprawiło, że zaczął Pan reżyserować sztuki?

W mojej wieloletniej karierze aktora, zdarzało się, że miałem do czynienia z reżyserami, którzy sobie kompletnie nie radzili. Takie sytuacje sprawiają, że aktorzy próbuje się ratować. Razem chcą naprawić przedstawienie. Jeżeli więc ktoś, jakiś aktor, ma tego rodzaju umiejętności, pewną wyobraźnię sceniczną, może zacząć reżyserować fragmenty sztuk, a z czasem całe przedstawienia. Od dawna zdarzały mi się sytuacje, że reżyser nie do końca wiedział, co chce wyreżyserować. Wtedy mówiłem, że może byśmy zrobili tak lub tak. I to się okazywało właściwe. Potem w Teatrze Telewizji grałem w bajce dla dzieci i była właśnie tego typu sytuacja, że tak naprawdę, to ja, czyli aktor, od początku do końca wyreżyserowałem to przedstawienie. Przyglądała się temu Basia Borys-Damięcka, wtedy dyrektor Teatru Telewizji, i zaproponowała mi wyreżyserowanie przedstawienia, właśnie w Teatrze Telewizji. Była to sztuka dla dzieci „Wyspa króla Snu”. Potem Basia została dyrektorką Teatru Syrena w Warszawie i tam zaproponowała mi wyreżyserowanie musicalu „Machiavelli, czyli cudowny korzeń”, który zawierał elementy komedii dell’arte. To się bardzo udało. I tak zostałem reżyserem. Potem byłem „panem profesorem” w Szkole Muzycznej w Warszawie przy ulicy Bednarskiej, gdzie wykładałem interpretację piosenki. Jako że swoje zajęcia mogłem prowadzić w teatrze, każdy egzamin czy dyplom, to były małe przedstawienia lub krótkie musicale. Jedno z nich zobaczył dyrektor Holoubek i polecił, bym to zrobił z profesjonalnymi aktorkami. I tak powstało „Trzy razy Piaf”, które wystawiliśmy w Ateneum ponad 250 razy. Kolejną wersję tego spektaklu zrobiłem w Gorzowie Wielkopolskim, kiedy zszedł z afisza w Ateneum, nie z powodu braku zainteresowania publiczności, a dlatego, że rozleciał się zespół. W Gorzowie grają ten spektakl do dziś, czyli już około 15 lat. Zrobiłem też inną wersję „Trzy razy Piaf”, z orkiestra symfoniczną, w Teatrze Muzycznym w Lublinie. Miało to zupełnie nową jakość.

Tak więc cały czas coś reżyseruję i bardzo to lubię. Traktuję reżyserię jako część mojego zawodu, który ewoluuje. Jako reżyser specjalizuję się w komediach i spektaklach muzycznych, bo właśnie takich propozycji dostawałem i dostaję najwięcej.

 

W jednym z wywiadów powiedział Pan, że najbardziej nie lubi uczyć się tekstu. Czy wypracował Pan sobie jakąś metodę na łatwiejsze przyswajanie ról?

Istnieje wiele metod na przyswajanie tekstu, chociaż jest to zawsze żmudne zajęcie i kwestia pełna sprzeczności. Z jednej strony każdy aktor marzy o tym, żeby dostać dużą rolę. A taka zazwyczaj wiąże się z ogromną ilością tekstu. Żaden aktor nie lubi uczyć się na pamięć dialogów czy monologów. Zatem trzeba te dwie rzeczy jakoś pogodzić. Ja staram się uczyć tekstu dosyć szybko, na wczesnym etapie prób. Jako reżyser nie lubię, gdy aktorzy nie umieją tekstu, bo wtedy nie potrafią grać. Aktor, który nie zna tekstu, nie gra dobrze, bo nie myśli postacią, tylko zastanawia się, co ma w danym momencie powiedzieć. Bardzo trudno jest w ten sposób pracować. I ja to wiem i chociaż tego nie lubię, uczę się.

Moją ulubioną metodą jest nagrywanie tekstu. Ponieważ nie mam zbyt wiele czasu, aby siedzieć i się uczyć fragmentów sztuk czy dialogów filmowych, nagrywam sobie na komórkę poszczególne sceny. Jako że dużo podróżuję, mogę słuchając przyswajać sobie tekst.

Tak jak wspomniałem, aktor, który nie zna tekstu na pamięć, nigdy nie zagra dobrze. Chyba że w spektaklach improwizowanych, które niezbyt cenię. Łatwo jest mówić własnymi słowami. Dużo trudniej jest wiarygodnie zagrać rolę z tekstem, który napisał ktoś inny. I jeszcze być przekonującym tak, jakby się improwizowało. To jest prawdziwa sztuka!

 

Co uważa Pan za największą wadę bycia aktorem?

To zależy od wielu czynników i podejścia konkretnej osoby. Dla popularnego aktora wadą może być to, że go ciągle zaczepiają na ulicy. Obecnie dochodzi do tego robienie pamiątkowych zdjęć, bo przecież każdy ma aparat fotograficzny w kieszeni. Takim osobom, które na to narzekają, zawsze powtarzam, przypomnij sobie jak marzyłeś o tym, żeby cię ktokolwiek rozpoznał.

Nie widzę wad bycia aktorem i lubię swoją popularność. Nigdy nie odmawiam, gdy ktoś poprosi o autograf czy chce zamienić kilka słów.

Tak więc popularność aktora może być i wadą, i zaletą, bo są ludzie, którzy to lubią i są tacy, którzy tego nienawidzą. 

Jedną z wad bycia aktorem jest na pewno loteria, o której wcześniej mówiłem. Nigdy nie wiadomo, jaką rolę będę grał jutro czy w dalszej przyszłości oraz czy w ogóle będę miał jakąś propozycję. Tak więc aktor to jest człowiek, który nieustannie czeka. Oczywiście są od tego wyjątki. Niektórzy mają zapełniony harmonogram na najbliższe 5 lat. Ja tak mam w sensie teatralnym. Ale chciałbym spełniać się i w teatrze, i w filmie. Lubię dywersyfikację. Nie żebym narzekał na swoją sytuację, ale skoro padło pytanie o wady, to z pewnością może być to jedna z nich.  

 

Czy ma Pan jakąś radę dla młodych osób, które myślą o tym, by zostać aktorem? Na co powinni uważać?

Młode osoby, które myślą o szkole aktorskiej, powinny najpierw się sprawdzić na jakiejkolwiek scenie. Wiem to po sobie i doświadczeniu z konkursem recytatorskim, o którym wspomniałem na początku naszej rozmowy. Ktoś powinien usłyszeć i zobaczyć to co robię, aby sprawdzić, czy posiadam dar, czy nie. Chcieć być aktorem, to za mało. Zazwyczaj są to marzenia o rozdawaniu autografów, byciu na okładkach oraz ogromnej popularności i uznaniu. Jednak, żeby wykonywać ten zawód trzeba mieć talent, który najpierw należy rozpoznać. Potem iść w tę stronę i pracować nad sobą. Dopiero wówczas można spróbować dostać się, do którejś ze szkół aktorskich. Obecnie jest wiele takich uczelni, chociaż nie wszystkie są godne tego miana, ale jak ktoś jest utalentowany, to prędzej czy później znajdzie swoją drogę.  

 

Dziękuję za rozmowę.

 

Rozmawiał: Wojciech Napora

 

 

Zdjęcie: Łukasz Patryka

 

Artur Barciś – aktor filmowy, teatralny, telewizyjny i dubbingowy. Reżyser oraz scenarzysta. Absolwent Liceum Ogólnokształcącego w Rudnikach oraz Państwowej Wyższej Szkoły Filmowej, Telewizyjnej i Teatralnej w Łodzi z 1979 roku.

Był aktorem Teatru na Targówku, Teatru Narodowego i Teatru Ateneum w Warszawie. Obecnie można go oglądać m.in. w Och-Teatrze, gdzie gra w sztukach „Słoneczni chłopcy” i „Zemsta”. Jest też reżyserem spektaklu „Barabuum!”, wystawianego w różnych teatrach w Polsce.

Popularność przyniosły mu m.in. role w filach „Znachor”, „Dekalog”, „Dwa księżyce”, „Braciszek” i serialach „Tulipan”, „Siedem życzeń”, „Zmiennicy”, „Ranczo” i „Miodowe lata”.

 


Uwaga! Wszystkie treści i materiały zamieszczane na portalu www.zielonalinia.gov.pl, opracowywane przez grupę redakcyjną, mają charakter informacyjny. Redakcja portalu dokłada wszelkich starań, aby informacje w nim zawarte były rzetelne i wiarygodne. Nie stanowią one wiążącej interpretacji przepisów prawnych.

Zobacz podobne artykuły:

  • Stwórz CV i zdobądź pracę marzeń
    Jednym z najważniejszych dokumentów potrzebnych w procesie rekrutacji jest CV. Dlatego warto przyłożyć się do jego stworzenia. Zielona Linia, która wspiera osoby poszukujące pracy, udostępniła narzędzie, ułatwiające przygotowanie profesjonalnego CV. Zachęcamy do skorzystania z naszego „Kreatora CV”!

  • Być kreatywnym, czyli rozmowa o tym, jak zostać architektem wnętrz i na czym polega jego praca [WYWIAD]
    „Architekt wnętrz nie jest osobą, która jedynie zestawia ze sobą meble i dopasowuje kolory. To jest praca polegająca na kreowaniu przestrzeni, która będzie czyimś domem, miejscem pracy. To musi być przestrzeń ergonomiczna, funkcjonalna, dobrze zaprojektowana” – mówi Justyna Mojżyk, właścicielka pracowni poliFORMA. W naszej rozmowie poruszyliśmy m.in. tematy umiejętności i predyspozycji, które pomagają w byciu dobrym architektem wnętrz, sztucznej inteligencji, edukacji. Porozmawialiśmy także o tym, jak wygląda praca architekta wnętrz. Zachęcamy do lektury.

  • Rozmowa o wsparciu EURES. Na co może liczyć osoba poszukująca pracy za granicą oraz pracodawca [WYWIAD]
    „Doradcy EURES dokładają wszelkich starań, aby zapewnić rzetelność i wiarygodność ofert pracy. Są to oferty od sprawdzonych pracodawców i sporadycznie zdarzają się takie nieprawidłowości, jak łamanie prawa pracy czy też łamanie przepisów dotyczących wynajmu mieszkań. Czasami występują niedomówienia, zarówno ze strony pracowników, jak i pracodawców. W miarę możliwości, staramy się wyjaśniać takie kwestie. Zawsze słuchamy obu stron – i pracownika, i pracodawcy” – mówi Beata Chrościńska doradca EURES w Wojewódzkim Urzędzie Pracy w Białymstoku. Więcej o działalności i wsparciu EURES w poniższej rozmowie. Zachęcamy do lektury.

  • Rozmowa o Centrach Informacji i Planowania Kariery Zawodowej oraz wsparciu, które można w nich uzyskać [WYWIAD]
    „Przebieg spotkania z doradcą zawodowym zależy w dużej mierze od potrzeb klienta oraz woli i chęci dalszej pracy nad sobą. Doradca zawodowy pokieruje tą rozmową, zaproponuje wykonanie badań kompetencji, predyspozycji zawodowych (jeśli zajdzie taka potrzeba), badania dotyczące strategii radzenia sobie ze stresem lub test wypalenia zawodowego” – mówi Dorota Bujnowska, kierownik Centrum Informacji i Planowania Kariery Zawodowej w Wojewódzkim Urzędzie Pracy w Białymstoku. Na jakie wsparcie CIiPKZ mogą liczyć osoby szukające pracy lub chcące zmienić ścieżkę zawodową? Jak umówić się na spotkanie z doradcą i jak się do niego przygotować? Zachęcamy do lektury poniższej rozmowy.

  • Jak Grzesiek został strażakiem [WYWIAD]
    O tym jak zostać strażakiem, o zaletach i wadach tego zawodu, o strażackiej edukacji oraz najczęstszych przyczynach pożarów rozmawialiśmy z Grzegorzem Lisowskim, strażakiem z wieloletnim doświadczeniem. Zapraszamy do lektury.

  • Poszukiwanie właściwej ścieżki kariery [WYWIAD]
    „Na skończeniu studiów nie możemy się zatrzymać. Tu powinno być znane pojęcie kształcenia ustawicznego. Ciągle musimy się uczyć, dokształcać, aktualizować wiedzę, żeby nasza elastyczność na rynku pracy była większa. Pracodawcy oprócz wykształcenia stawiają na języki obce, gdzie angielski już przestaje wystarczać, a atutem jest, np. niemiecki, rosyjski czy hiszpański” – mówi Marcelina Wojno, kierownik Biura Karier Uniwersytetu w Białymstoku. W rozmowie o rynku pracy podjęliśmy, m.in. tematy szukania pracy, przygotowania do rozmowy kwalifikacyjnej, działalności biur karier oraz rozpoczęcia działalności gospodarczej. Zapraszamy do lektury.

  • Najlepiej, gdy praca jest związana z pasją [WYWIAD]
    „Wydaje mi się, że jestem osobą z najdłuższym CV w Polsce. Przetestowałem wiele zawodów, z wieloma specjalistami rozmawiałem i o wielu zawodach mógłbym opowiadać godzinami” – mówi Wojciech Kaczmarczyk, medialny freelancer, prowadzący kanał „DO ROBOTY” na YouTube. W naszej rozmowie poruszyliśmy, m.in. tematy prowadzenia działalności gospodarczej, mitów dotyczących różnych zawodów oraz szukania pracy dla siebie. Przeczytajcie co mówi człowiek, który co tydzień „zmienia pracę”.

  • To jest w życiu ważne [WYWIAD]
    „Próbuj różnych prac, zawodów i stanowisk. Próbuj, bo nigdy nie wiesz co ci się przyda w życiu, jaka umiejętność i jakie doświadczenie. Może nawet okazać się, że praca, o której zawsze marzyłaś - nie jest tym, co chcesz w życiu robić” – mówi Asia Maj Dubińska, autorka bloga wolnowolniej.pl. Z osobą, która żyje „wolno” w wielkim mieście, rozmawiamy m.in. o porzuceniu etatu i przejściu „na swoje”, oszczędzaniu i spokojnym podejściu do codzienności.

  • Potrzebujesz dostępu do starszych informacji? Skorzystaj z naszego Archiwum wiadomości.

    Pokaż/ukryj panel komentarzy