Повернутися

Potrzebujemy na świecie więcej społeczników [WYWIAD]

Artykuł zgodny ze stanem prawnym na dzień: 2021-01-29

„Leżenie na kanapie nie sprawi, że odkryjemy w sobie nową pasję. Obracanie się od lat w zamkniętym, ciągle tym samym środowisku nie odkryje w nas rzeczy, których być może jeszcze sami o sobie nie wiemy” – mówi Dagmara Sobczak, socjolog zasobów ludzkich i karier zawodowych, autorka bloga socjopatka.pl. W rozmowie ze „Szczęśliwym socjologiem” poruszyliśmy wiele tematów, dotyczących edukacji, rozwoju, budzenia w sobie chęci do działania, czytania książek, „slow life” i miłości do zwierząt. Zapraszamy do lektury.

Skąd u Pani chęć budzenia w nas społeczników, czyli jak narodził się pomysł na socjopatka.pl?

Przyznam, że pytanie o to skąd we mnie chęć budzenia w innych duszy społecznika nie jest łatwe. Podejrzewam jednak, że to właśnie studia socjologiczne tchnęły we mnie potrzebę podzielenia się ze światem moim wewnętrznym poczuciem, że potrzebujemy na świecie więcej społeczników. Społeczników, czyli osób chcących na różne sposoby pomagać innym. Słabszym, niepełnosprawnym, czy tym, którzy nie mogą mówić swoim głosem. Pisać natomiast kochałam zawsze. Już jako nastolatka pisałam do szuflady różnego rodzaju opowiadania, później krótkie formy na pierwszy blog. Wybrałam studia, na których również dużo się pisało. Było to dla mnie ważne. Chciałam pisać. Dlatego po studiach, kiedy już pracowałam na stałe i okazało się, że dopadła mnie choroba i musiałam kilka miesięcy spędzić w domu na zwolnieniu lekarskim, stworzyła się w moim życiu przestrzeń na powrót do pisania. I tak 5 lat temu powstał kolejny w moim życiu blog www.socjopatka.pl, na którym chciałam dzielić się z innymi nie tylko tym, że warto i można w swoich – nawet z pozoru wydawałoby się ograniczonych – możliwościach, pomagać. Moim celem było też inspirowanie i dawanie do myślenia tekstami na różne tematy. Takimi, które po prostu były bliskie mi samej.

 

Jestem szczęśliwym socjologiem, czytamy na Pani stronie internetowej. Dlaczego zdecydowała się Pani na ten kierunek studiów, jak wspomina Pani studia i czy nie żałuje Pani swojej decyzji?

Przyznam, że sam wybór studiów był podyktowany dogłębną analizą tego, w czym mogłabym się sprawdzić, aniżeli poczuciem, że od zawsze chciałam być socjologiem. Warto zaznaczyć, że moja droga do socjologii była dość wyboista. Najpierw niecały rok studiowałam pielęgniarstwo! Niestety nie odnalazłam się na tym kierunku. Od zawsze czułam, że muszę robić coś humanistycznego i w tym kierunku się rozwijać. Niestety, gdy wybierałam pielęgniarstwo, gdzieś ten głos w sobie uciszałam. Zaczynając jednak od nowa myślałam o psychologii (jak wtedy większość humanistów), ale martwiła mnie moda na ten kierunek. Wtedy wszyscy kończyli psychologię.

I nagle pojawiła się na horyzoncie zarówno wizja socjologii, jak i filozofii. Złożyłam papiery tu i tu. Dostałam się na oba i pod presją czasu wybrałam filozofię.  Szybko jednak zrozumiałam swój błąd. Pomyślałam: Co ja robię? Chcę filozofować do końca życia? Dwa dni później podjęłam decyzję o przeniesienie na socjologię.

Studia wspominam bardzo pozytywnie, mimo kilku nieprzyjemności, związanych z podejściem niektórych wykładowców. W przeciwieństwie do części moich kolegów z Uczelni, od razu poczułam, że jestem w miejscu, w którym powinnam być.

Nigdy nie poczułam, że żałuję wyboru tego kierunku. Ze studiów wyniosłam dla siebie sporo, dlatego właśnie dziś dumnie mówię o sobie „szczęśliwy socjolog”.

„Jedna osoba może tyle samo co cała grupa, albo mniej, ale nigdy więcej. Przynależność i życie w społeczeństwie daje możliwości rozwoju i rozwinięcie skrzydeł, o jakie często sami siebie nie podejrzewamy”. Skoro nie podejrzewamy, to jak możemy „to coś” w sobie odkryć i potem wcielić w życie?

Właśnie poprzez aktywny udział w społeczeństwie. Może to być jakaś mała społeczność, np. sąsiedzka czy organizacja prozwierzęca, w którą zdecydujemy się zaangażować. W grupie możemy odkryć swoje inne mocne strony, niż te które odkrylibyśmy samodzielnie, w pojedynkę. Po pierwsze, grupa może zauważyć w nas jakiś potencjał, o który sami siebie byśmy nie podejrzewali: może smykałkę do organizacji? Albo mediacji, czyli umiejętności łagodzenia konfliktów w grupie? Tego nie wiemy. Jeżeli nie skonfrontujemy się z grupą i nie zaangażujemy się z innymi we wspólne działania, możemy się o tym nigdy nie dowiedzieć. I właśnie to miałam na myśli używając tych słów.

Co więcej, jeżeli już sami czy z pomocą grupy odkryjemy jakieś swoje nowe talenty, mocne strony – dostajemy nowy pogląd na siebie samego. I te cechy możemy rozwijać już poza grupą. Często w nowej grupie okazuje się też, że odkrywamy w sobie taki potencjał do nowych rzeczy, że znajdujemy swoją nową pasję, albo całkowicie zmieniamy kierunek zawodowy.

Naprawdę warto spróbować.

 

Kolejne pytanie nawiązuje do poprzedniego. Wiele osób ma problem z określeniem tego co chce robić w życiu zawodowym. Czy ma Pani rady dla takich osób? Jak szukać w sobie zainteresowań? Jak je odkrywać i połączyć z późniejszą pracą, tak, by nie była ona jedynie przykrym obowiązkiem?

Mam dwie takie rady, ale są one ze sobą ściśle powiązane.

Po pierwsze, próbować w swoim życiu jak najwięcej różnorodnych rzeczy. Leżenie na kanapie nie sprawi, że odkryjemy w sobie nową pasję. Obracanie się od lat w zamkniętym, ciągle tym samym środowisku nie odkryje w nas rzeczy, których być może jeszcze sami o sobie nie wiemy. Trzeba próbować, próbować i jeszcze raz próbować. Nawet jeżeli z pozoru wydaje nam się „to nie dla mnie”. W dobie Internetu mamy dostęp do wielu treści za darmo i warto z tego skorzystać. Dzisiaj brak funduszy nie jest już taką przeszkodą w samorozwoju, jak kiedyś.

W sieci znajdziemy wiele miejsc, gdzie wiedza, chociaż w podstawowym zakresie jest darmowa. Dobrze z niej korzystać, by sprawdzić, czy czujemy w sobie smykałkę do danego zajęcia. Filmy, np. jak zacząć szyć na maszynie, podstawy florystyki, podstawy fotografowania, rysowania. Można chodzić na darmowe spacery z przewodnikiem w swoim mieście i tam szukać inspiracji. Można, jak ja, założyć blog i zacząć pisać, albo wymyślić sobie projekt filmowy, zorganizować go ze znajomymi, sprawdzić jak się czujemy: przed kamerą, jako organizator czy operator kamery. Jeżeli marzymy, by zostać prawnikiem, można znaleźć w sieci pracującego w zawodzie prawnika i podpytać go o kilka rzeczy, może odpowie.

Mogłabym tak wymieniać w nieskończoność. Możliwości jest wiele, tylko trzeba wstać z kanapy i zacząć działać. Wiele rzeczy może okazać się zupełnie nie w naszym klimacie, np. chodzenie po górach, taniec czy sprzedaż detaliczna, ale warto próbować. W ten sposób, nawet jeżeli nie trafiamy, zmniejszamy listę potencjalnych możliwości.

Druga sprawa, trzeba słuchać siebie. Wiem, że łatwo powiedzieć, a czasami gorzej zrobić, ale może warto przypomnieć sobie co robiliśmy jako dzieci, kiedy się nudziliśmy? Po co sięgaliśmy? Ja sięgałam po najróżniejsze kreatywne zabawy, a jak byłam starsza po kartkę i długopis. Pisanie było ze mną od zawsze. Warto sprawdzić, czy nasze zainteresowania nie zostały gdzieś przez nas dawno zakopane. Medytacja bardzo pomaga we wsłuchaniu się w swoje wewnętrzne podszepty. Wszystkie odpowiedzi są w nas, tylko nie zawsze chcemy ich wysłuchać. A odpowiedź dlaczego tak jest, jest bardzo prosta. Boimy się oceny innych.

Społecznie, dobrze widziane zawody to prawnik, lekarz czy strażak. Dzisiaj nawet praca w korporacji na stałej posadzie jest wśród niektórych środowisk lepiej postrzegana niż, np. otworzenie gospodarstwa agroturystycznego czy zaryzykowanie z własnym niszowym biznesem, jak np. otworzenie gabinetu refleksologii, czy sklepu z własnym rękodziełem. To są z punktu widzenia niektórych niepewne zawody i często ten lęk, czy damy radę i, czy to jest poważne gdzieś w nas, zakiełkowany przez innych, zostaje. Dlatego wtedy uciszamy swój wewnętrzny głos, nawet gdy doskonale wiemy, że uwielbiamy ćwiczyć i zawsze gdzieś zazdrościliśmy wszystkim trenerom fitness, że mogą ćwiczyć, rozwijać się w tematyce zdrowia i ruchu, a do tego na tym zarabiać. I zamiast iść za głosem serca, idziemy na przedstawiciela handlowego w branży budowlanej.

Banalne, ale dlaczego warto czytać książki? Po jakie książki sięgać, a których unikać? Inaczej mówiąc, czy osobista lista lektur zależy od naszej osobowości?

Nie wiem czy moja odpowiedź się Panu spodoba, bo moje zdanie w tej kwestii nie należy do najpopularniejszych. W swoich miejscach w sieci zajmuję się promocją czytelnictwa i uważam, że każda osoba przekonana do przeczytania jakiejś książki to sukces. Jednak nie robię sztywnych podziałów na książki warte przeczytania i te niewarte przeczytania. Każdy z nas jest inny, inne słowa do niego trafiają, czego innego w książkach szukamy. Jeden będzie szukał rozrywki, inny inspiracji, ktoś mocnych emocji, a jeszcze inny wiedzy. Nie powiem Panu, że warto czytać noblistów, szkolne lektury i książki nagradzane. Oczywiście warto, ale w moim odczuciu w ten sposób nie przekonamy nieprzekonanych do czytania. Niech każdy zacznie czytać to, co czuje, a dopiero potem możemy myśleć o poszerzaniu horyzontów czytelniczych. Trudną lekturą ktoś może zrazić się do wszystkich książek i nigdy już nie przeczyta lżejszej książki choćby dla przyjemności. A książka, jakiego tematu by nie poruszała, rozwija wyobraźnię.

Oczywiście są książki, których należy unikać i do tej grupy zaliczyłabym wszystkie książki szkodliwe społecznie, takie jak np. poradniki zachęcające do przemocy czy książki przepełnione nietolerancją do drugiego człowieka, ukazaną jako coś pozytywnego. Dlatego warto, zanim jakąś książkę kupimy, poczytać jej recenzje.

 

Na blogu porusza Pani wiele tematów. Jednym z nich jest slow life. W obecnych czasach, gdzie prawie wszystko przyspiesza, wyzwaniem jest „powolne życie”. Dlaczego warto je podjąć i jak wprowadzić „slow” do naszego życia „fast”?

Sam Pan wspomniał, że w obecnych czasach prawie wszystko przyspiesza. No właśnie, a my nie jesteśmy do końca przyzwyczajeni do takiego pośpiechu. Odbija się to na naszym zdrowiu, na naszych relacjach i samopoczuciu. Kiedy zwolnimy, bardziej poczujemy smak życia, ale i lepiej poznamy siebie (to tak odnosząc się do pytania o szukaniu swojej ścieżki zawodowej).

Dla mnie życie slow przejawia się w kilku aspektach.

Po pierwsze rezygnacja z multitaskingu („wielozadaniowości”). Wolę robić jedną rzecz w bieżącej chwili, a nie wszystko naraz. Kiedy gotuję, nie słucham podcastu, tylko skupiam się na procesie gotowania: na zapachach, dźwiękach, smakach. Ktoś mógłby powiedzieć, że to marnowanie czasu. Dla mnie to życie w bieżącej chwili i celebrowanie codzienności. Wolę robić mniej, ale z większą jakością.

Po drugie, wykorzystywanie czasu, o którym zazwyczaj mówi się „stracony”. Na przykład czekanie w kolejce można wykorzystać na skanowanie swojego ciała i zastanawianie się: czy coś mnie boli, jak się dzisiaj czuję, co mogę dla siebie zrobić, żeby poczuć się lepiej. Warto wtedy też pomyśleć za co możemy dzisiaj być wdzięczni.

Po trzecie, zauważam, że coraz więcej osób ma problem z odmawianiem. Jeżeli nie nauczymy się szanować swojego czasu i odmawiać, w sytuacjach, gdy nie mamy na coś ochoty – wiecznie będziemy zajęci i sfrustrowani.

Życie slow to dla mnie coraz częstszy kontakt z naturą, ograniczenie rzeczy, które mnie otaczają (każda rzecz w naszym domu potrzebuje naszej uwagi i naszego czasu), ale i pamiętanie o tym, że każdy z nas potrzebuje codziennie czasu tylko dla siebie.

Ja wiem, że nie wszystko i nie naraz i nie w każdych okolicznościach da się wprowadzić do życia, ale na początek warto spróbować chociaż z jedną z tych rzeczy.

“Pamiętaj, że nie otrzymać tego, czego się chce, to czasem wspaniały łut szczęścia.” Jak Pani rozumie te słowa? Przecież składając sobie życzenia bardzo często mówimy, spełnienia marzeń.

Tak, i przecież każdy z nas chce, aby te marzenia się spełniały, prawda? Ja także. A jednak słowa Dalajlamy „Pamiętaj, że nie otrzymać tego, czego się chce, to czasem wspaniały łut szczęścia” bardzo do mnie przemawiają i… sprowadzają mnie na ziemię. Oczywiście spełniające się marzenia są piękne, lecz niech pierwszy rzuci kamieniem ten, który nigdy nie żałował spełnionego marzenia, albo z czasem zobaczył, że nie warto było, czy nie było wcale tak pięknie, jak sobie wyobrażał. To się zdarza. Bo nasze marzenia w wyobraźni często wyglądają inaczej niż w rzeczywistości.

Dlatego nieraz warto, gdy marzenia się nie spełniają, odwrócić kartę i powiedzieć sobie „to dobrze”. Zaufać, że tak miało być, bo być może gdyby to marzenie się teraz zmaterializowało, to w konsekwencji przyniosłoby nam więcej szkody niż pożytku? Może to marzenie jeszcze do nas wróci? Gdy będziemy na nie jeszcze bardziej gotowi.

Nie wiemy tego, ale kluczem do takiego podejścia jest właśnie zaufanie, że przydarza nam się to, czego potrzebujemy i akceptacja tego, co jest.

 

Wiele miejsca na socjopatka.pl poświęca Pani zwierzętom. Zabrzmi to może egoistycznie, ale co my, jako ludzie, możemy zyskać na obcowaniu ze zwierzętami czy szerzej, z naturą?

Mi osobiście obcowanie ze zwierzętami daje spokój, poczucie miłości, przyjaźni, docenienie chwili, ale i docenienie tego, co w życiu najważniejsze.

Co potrzebne jest zwierzętom do szczęścia? Posiłek, woda, zdrowie, zabawa z bliskimi i dobry sen. My często o tym zapominamy i zupełnie inaczej ustawiamy sobie priorytety życia. A potem dziwimy się, że jesteśmy nieszczęśliwi. Obcowanie z naturą uczy nas też szacunku do ziemi, do gór, do lasów. Ten szacunek to bardzo potrzeba dzisiaj cecha, gdy świat tonie, a zwierzęta giną pod śmieciami wyprodukowanymi ręką człowieka.

 

Zauważyłem, że od kilku lat każdy kolejny rok określa Pani jakimś słowem. W 2020 roku było to słowo „marzenia”, w 2021 „potencjał”. Skąd pomysł i w czym to Pani pomaga?

Pomysł nie jest mój. Autorką inicjatywy „One Little word” jest Ali Edwards, która wymyśliła ten projekt (jak dobrze pamiętam) w 2006 roku. Ja swoje słowo wybieram już od 3 lat.

Pierwszy raz traktowałam to jako eksperyment. Chciałam zobaczyć co się stanie, czy faktycznie wybranie słowa przewodniego na cały rok niesie ze sobą jakiś potencjał. Wybrałam wtedy słowo „relacje”, bo chciałam nad tym aspektem popracować, i byłam bardzo zaskoczona tym, co wydarzyło się podczas tego roku w tej sferze.

W kolejnym roku postanowiłam wybrać słowo jeszcze raz, tylko tym razem chciałam bardziej skupić się na jego analizie.

Przyznam, że dzisiaj nie wyobrażam już sobie takiego słowa na nowy rok nie wybierać. Traktuję je jako drogowskaz, który cały czas przypomina mi, na czym chcę się w tym roku skupić. Dzięki niemu nie tracę celu z oczu i mimo że realizuję codzienne zadania, gdzieś z tylu głowy, w tle codziennych wydarzeń i sytuacji to słowo jest ze mną. Przyświeca mi i porządkuje też w jakiś sposób codzienność. To też takie słowo, któremu chcesz się poprzyglądać. Ja traktuję je zawsze jako krok w stronę własnego rozwoju.

Jak z perspektywy socjologa widzi Pani pandemię? Co zmieniła w naszym życiu i jak będzie wyglądał świat po epidemii? Zwłaszcza w kontekście rynku pracy.

Myślę, że pandemia wielu osobom pozwoliła zwolnić. Zauważyć bliskie osoby wokół siebie, docenić czas z nimi spędzany. Kiedy coś nam się zabiera, dopiero jesteśmy w stanie dostrzec jaką to miało wartość. Myślę, że wiele osób doceniło też szeroko pojętą wolność: możliwość wyjścia z domu czy wejścia do sklepu, o której godzinie ma się ochotę. Pokazaliśmy też jako ludzkość, że możemy się zjednoczyć w ważnej sprawie, np. podczas szycia maseczek. Zarazem niestety pandemia też bardzo podzieliła ludzi. W pewnym momencie można było mieć poczucie, że społeczeństwo dzieli się na pół w różnych kwestiach: czy nosić maseczki, czy szczepić się, czy zostać w domu. Duża część z nas poddawała w wątpliwość także to, czy koronawirus w ogóle istnieje.

Rynek pracy zmienił się diametralnie i chyba tego nie spodziewaliśmy się w najbliższym czasie najbardziej. Wiele osób straciło pracę, wiele musiało się przebranżowić czy wyjechać. Warto tutaj wspomnieć, że tym samym dostało się też właścicielom mieszkań pod wynajem. Wielu studentów wróciło do domów rodzinnych. Duża część pracy przeniosła się do strefy online i jest duża szansa, że część z tych biznesów już tam zostanie. Zobaczyliśmy bowiem, że pracownik może być tak samo wydajny w domu, jak i w biurze. Niektóre firmy cieszą się nawet większym zyskiem niż przed pandemią. Pracownicy z domu robią większe obroty, a koszty utrzymania stanowisk pracy, maleją.

Zobaczymy jakie pracodawcy podejmą końcowe decyzje, ale myślę, że wielu z nich może zmienić sposób prowadzenia biznesu i część z nas zostanie już w swoich domowych biurach.

 

Dagmara Sobczak – łodzianka kochająca swoje miasto. Wegetarianka od ponad 2 lat. Prowadzi bloga, na którym porusza ważne społecznie tematy, inspirując do powolniejszego życia. Po godzinach zajmuje się tworzeniem biżuterii z kamieni naturalnych oraz pochłania niezliczone ilości książek. www.socjopatka.pl

 

Rozmawiał Wojciech Napora (Zielona Linia 19524, Centrum Informacyjne Służb Zatrudnienia)


Uwaga! Wszystkie treści i materiały zamieszczane na portalu www.zielonalinia.gov.pl, opracowywane przez grupę redakcyjną, mają charakter informacyjny. Redakcja portalu dokłada wszelkich starań, aby informacje w nim zawarte były rzetelne i wiarygodne. Nie stanowią one wiążącej interpretacji przepisów prawnych.

Zobacz podobne artykuły:

  • Jak pracować w czasie świątecznych przygotowań i nie zwariować?
    Do Świąt jeszcze kilka dni, a ty już masz dość? Irytuje cię świąteczna lista utworów w radiu? Na myśl o pracowniczej wigilii, najchętniej udałbyś się na L4? Oto kilka porad, jak poradzić sobie z frustracją w szczycie świątecznych przygotowań.

  • Urlop szkoleniowy, czyli sposób na pogodzenie pracy z nauką
    Raz uzyskane kwalifikacje zawodowe oraz zdobyte dzięki nim zatrudnienie nie zapewnią nam pracy do emerytury. W obecnych czasach musimy na bieżąco poszerzać swój zakres wiedzy, aby nie wypaść z rynku. Tylko jak pogodzić pracę z nauką? Rozwiązanie wskazuje Kodeks pracy.

  • Staż pracy a służba wojskowa, w tym pełniona za granicą
    Czy okres pełnienia służby wojskowej wlicza się do stażu pracy? Jak to wygląda w przypadku odbywania służby wojskowej za granicą?

  • Jak hobby pomaga w karierze zawodowej?
    Na pierwszy rzut oka, wydawać się może, że hobby przeszkadza w pracy, bo odciąga uwagę od codziennych obowiązków. Tymczasem jest zupełnie odwrotnie. Ludzie bez pasji słabiej pracują.

  • Praca między jednym a drugim zezwoleniem jednolitym
    Cudzoziemcy, którzy posiadają zezwolenie na pobyt czasowy i pracę (tzw. zezwolenie jednolite) i ich pracodawcy w okresie oczekiwania na wydanie kolejnego takiego zezwolenia mogą skorzystać z przepisów „pomostowych”. Dzięki nim, w tym czasie, nie trzeba legalizować pobytu, jak i pracy obcokrajowca, który nie ma przecież ważnego dokumentu (zezwolenia jednolitego). Należy jednak spełnić określone warunki. Jakie? Odpowiadamy.

  • Zasiłek dla bezrobotnych – jak długo należy pracować, aby go otrzymać?
    Jakie warunki należy spełnić, aby otrzymać zasiłek dla bezrobotnych? Czy urząd pracy może skrócić okres jego pobierania? Wyjaśniamy.

  • Zatrudnianie cudzoziemców absolwentów polskich szkół policealnych
    Do legalnego zatrudnienia cudzoziemca, co do zasady, potrzebne są odpowiedni tytuł pobytowy oraz zezwolenie na pracę. Od tej zasady istnieją wyjątki. Są bowiem cudzoziemcy, którzy mogą wykonywać pracę bez zezwolenia na pracę. Czy do tej grupy zaliczają się absolwenci szkół policealnych? Odpowiadamy.

  • Nieważny paszport cudzoziemca a legalna praca
    W ostatnim czasie pojawia się dużo pytań o to, czy cudzoziemiec, którego paszport utracił ważność może legalnie pracować w Polsce. Wątpliwości biorą się w dużej mierze stąd, że wielu obywateli Białorusi i Ukrainy ma problem z uzyskaniem nowego dokumentu podróży. Warto zatem przytoczyć stanowisko Państwowej Inspekcji Pracy oraz informacje Straży Granicznej dotyczące cudzoziemców z nieważnym paszportem.

  • Potrzebujesz dostępu do starszych informacji? Skorzystaj z naszego Archiwum wiadomości.

    Pokaż/ukryj panel komentarzy